Vereenka

... i jej świat

wielkie: LOL

Autor: Vereena, w kategorii: , o godzinie: 11:13

Moja koleżanka, w trakcie doktoryzowania się z kulturoznawstwa, zadała swoim studentom trudną pracę domową. Otóż mieli przygotować pracę pisemną na dowolny temat, byleby był on (temat) związany z szeroko rozumianą popkulturą. Jedna z prac dotyczyła heavy metalu, czyli gatunku znanego i - przynajmniej przeze mnie i Tomka - lubianego. Jako przykładowy zespół wykonujący heavy metalową muzykę studentka podała Iron Maiden (nie sposób się nie zgodzić). Następnie w pracy pojawiło się zdanie, które śmiało zasługuje na "złote usta" lub inną prestiżową nagrodę:

"W muzyce heavy metalowej częstymi motywami są zjawiska nadprzyrodzone, takie jak: las, duch, mrok i dziewica."

Tja, nie pozostaje mi nic innego, jak podzielić się ze światem tym, co ostatnio cieszy mnie niezmiernie i pokazuje jak przezabawnie potrafią wyglądać prawdziwie źli i mroczni panowie true black metalowcy z pomalowanymi twarzami:

zachciało mi się kwiata :/

Autor: Vereena, w kategorii: , o godzinie: 20:19



No właśnie. Wiosna już prawie- prawie przyszła, to i zamarzyło mi się ukwiecenie balkonu. A muszę wyjaśnić, że nasz balkon jest całkiem spory, pokryty zieloną wykładziną, która nieodłącznie przywodzi Tomkowi na myśl boisko piłkarskie. Nowy przybytek, czyli wiklinowa barykada między balkonem naszym a sąsiadowym, sprawdza się wyśmienicie i kot już nam nie ucieka na cudze włości. Innymi słowy: osiągnęłam stan, w którym na balkonie powinny pojawić się zielska.

Pierwsze kwiaty udało mi się kupić i posadzić już ze dwa tygodnie temu, nazywają się sundavilla
(te na obrazku pod linkiem to przykład, jak mają wyglądać moje, gdy uda im się nieco bardziej wyrosnąć nad poziom gleby w doniczce). Kot kwiaty obwąchał, podgryzł i generalnie zaakceptował.

Ale kilka kwiatków to trochę mało. Uparłam się, że chcę jeszcze kilka doniczek z czymś czerwonym (żeby pasowało do sundavilli), dzielnym (bo musi wytrzymać na balkonie od południa), umiarkowanie wymagającym (raz dziennie podlewać mogę, ale częściej? Litości!) no i zwisającym (bo tak). Po długim główkowaniu i szperaniu w necie stwierdziłam, że najbezpieczniejsze będą pelargonie. W zeszłym roku dały radę, w tym też dadzą. Czy wspomniałam już, że na roślinności wszelakiej znam się bardzo umiarkowanie i to z ograniczeniem do gatunków, które już kiedyś posiadałam? No właśnie. Nie wspomniałam. A to, jak bardzo się nie znam, wyszło na jaw w pewnym pięknym, wielgachnym centrum ogrodniczym w Suchym Lesie. Nazywało się ono bodajże "Twój ogród" i wyglądało nader zachęcająco.

Prawie godzinę pętałam się po terenie centrum ogrodniczego i zachwycałam się różnymi różnościami. Dobrze, że Tomek był ze mną i hamował moje zapędy - bo ja to bym pewnie z pół asortymentu wyniosła, a potem płakała, że nie mam ogródka ;) Ale im dalej szperałam, tym bardziej pelargonii nie było. Bieda straszna. W końcu, zniechęceni, w kąciku znaleźliśmy kilka pelargonii. O zgrozo, to nie były te, co zwisają, tylko te, co bezczelnie sterczą i nie należą do moich ulubieńców. Ale, zachęceni połowicznym sukcesem (w końcu pelargonia to pelargonia!), zadaliśmy pytanie miłej pani zza lady. No i okazało się, że 1) na pelargonie jest jeszcze za wcześnie, bo je się sadzi dopiero na początku maja [w tym miejscu muszę zauważyć, że połowa klientów centrum spoglądała na nas z niejakim zażenowaniem, znaczy się: była to informacja oczywista] 2) te kilka sztuk, które stoi w kącie, "nie jest na sprzedaż, tylko na zachętę*" [zostało to wypowiedziane tonem, w którym dało się wyraźnie słyszeć dezaprobatę dla naszej niedomyślności]. No to sobie poszliśmy.

* zostałam tym sprytnym posunięciem marketingowym tak zachęcona, że po długim majowym weekendzie jadę kupić pelargonie, ale bynajmniej nie do tego centrum, a na giełdę kwiatową na Łęgi Dębińskie. Tam zawsze było miło, i sympatycznie, i nikt nie wystawia czegoś "na zachętę", ale po to, aby inny ktoś (np. ja) mógł to kupić.

A potem Tomek ratował moje skołatane nerwy ciętymi tulipanami:



hiacyntem:



i amarylisem, który już prawie zakwitł:



Jak by nie patrzeć, wyszłam na swoje :) Miały być kwiaty, i są :))) Tomek jest najlepszy na świecie, mówię Wam :)

ostatni marcowy spacer :)

Autor: Vereena, w kategorii: , o godzinie: 21:58

Zeszłej niedzieli wybraliśmy się z Tomkiem na spacer do lasku koło Żurawińca. Uparłam się jak dziki osioł, że chcę oglądać zieleninę, robić zdjęcia kwiatkom i podziwiać przyrodę.

Zieleniny znalazłam całkiem sporo, tu zamieszczam skromną próbkę, ot, dla zorientowania się, o jaki odcień zieleni mi chodziło:


kwiatki niestety nie obrodziły - na zdjęciu jedyny wolnorosnący egzemplarz, który nie był perzem:


Za to przyroda... Tak, ta dostarczyła mi niemałych wrażeń. Pewnie zaraz spytacie: ależ dlaczego? Spójrzcie tylko na zdjęcie i gościa, który niemal w centrum Poznania nieśmiało przyglądał nam się zza krzaka:


Chwilę później okazało się, że ma rodzeństwo, które jest bardziej śmiałe w kontaktach z ludźmi:


Oczywiście całość zakończyła się dzikim galopem przez las, ku uciesze spacerujących dzieci. Krótko mówiąc: było cuuudnie :))))
 

O mnie

Moje zdjęcie
Poznań, Wielkopolska, Poland
Po prostu cała ja :)