Vereenka

... i jej świat

Drobne, codzienne przyjemności

Autor: Vereena, w kategorii: , o godzinie: 21:30

Jestem zadeklarowaną fanką butów. Uwielbiam buty. Mogłabym mieć ich niezliczoną ilość (nie mówcie o tym Tomkowi, i tak uważa, że moje buty dokonały aneksji jego części szafy i szturmem podbiły przedpokój).

Duża część z tych butów, które posiadam, jest po prostu wygodna i pasuje do wszystkiego, ale cenię też nietypowe wzory i kolory. Choć oczywiście nie wszystkie potrafiłabym założyć - jednym z modeli, którego na mnie nie uświadczycie, są np. białe "szczurki" ;P W mojej szafie można za to znaleźć: wysokie do kolan glany zrobione z imitacji lakierowanej krokodylej skórki, zamszowe kozaczki utrzymane w bijącej po oczach jasnej czerwieni, tenisówki do kostki w lamparcie ciapki z materiału jako żywo imitującego futerko (nie muszę chyba wspominać, że kot je kocha?), żółte tenisówki na platformie wiązane nad kostką itp, itd.

Ostatnio sprawiłam sobie - po raz pierwszy od wielu lat - szpilki. Grzeczne pantofle w kratkę na ostrym, wysokim na ok. 8 cm obcasie.

I doznałam objawienia.

Obcasy w ogóle, a szpilki w szczególności, są esencją kobiecości. Chodząc w nich nie tylko czuję się inaczej, nie tylko poruszam się inaczej, ale nawet zachowuję się odmiennie. Nic to, że grozi mi śmierć za każdym razem, gdy przedzieram się przez wypolerowaną na wysoki połysk, śliską podłogę w biurze. Nic to, że moja potencjalna zdolność do ucieczki przed atakującym stadem zombiaków spadła praktycznie do zera. Szpilki to jest to :)

Moje szpilki można scharakteryzować następująco: kobiecość (+10), uwodzenie (+5), wdzięk (+4), wspinaczka po schodach (-7), skradanie się (-6), komfort prowadzenia pojazdu mechanicznego (-3), parkour (spada do zera niezależnie od wartości bazowej).

Dlaczego ja tak długo zwlekałam z powrotem do szpilek? Chyba jakaś niemądra byłam :)

co mię dzisiaj kręci :)

Autor: Vereena, w kategorii: , o godzinie: 20:51

Dziś dotarła do mnie wyczekiwana przesyłka - dwie płyty formacji "Moimir Papalescu and The Nihilists". Z paczki ucieszyłam się nie tylko ja, ale także kot - karton z płytami został wypełniony styropianowymi małymi cusiami, które idealnie dają się kotu gonić po podłodze i nawet trochę szeleszczą :))

Dzisiejszy wieczór spędzam przy dźwiękach baaardzo specyficznej czeskiej muzyki, z herbatą i komputerem w tle. Tak, jak lubię :)

Moimir Papalescu geniuszem muzycznym nie jest. Ciężko uznać go za "klasyka gatunku"; ba! nawet ciężko określić gatunek muzyczny, który raczy wykonywać. Mimo to płyta [na razie jedna, bo mocne wrażenia trzeba dawkować] podoba mi się bardzo. Ilość zawartej w niej pozytywnej energii autentycznie powala :) To jedna z tych płyt, które puszczone w odtwarzaczu wprawiają całego człowieka w podrygi, którym towarzyszy szeroko uśmiechnięta paszcza podrygującego. Nie żartuję! Od momentu włożenia płyty do odtwarzacza:
  • przesłuchałam jej już trzy razy [wniosek: dzielna jestem]
  • za każdym razem podrygiwałam [wniosek: kot się boi, kiedy podryguję]
  • humor - nadwątlony skądinąd kiepską pogodą - polepszył mi się mocno [wniosek: to nie pogoda mi przeszkadzała, tylko brak pozytywnej muzyki]
  • mam wrażenie, że w mieszkaniu zrobiło się trochę cieplej, choć obiecany na dziś start sezonu grzewczego nie nastąpił [wniosek: oni chcą, żebym zamarzła; innego wytłumaczenia nie widzę]
  • co więcej, przypalona pizza nie stała się zarzewiem konfliktu z ulubioną pizzerią, wybaczyłam im to drobne niedopatrzenie nadzwyczaj szybko [wniosek: z kolejnym zamówieniem czekamy, aż zmienią kucharza]

    Pamiętam jak dziś wrażenie, jakie wywarł na mnie pierwszy kontakt z "Moimir Papalescu and The Nihilists". Siedziałam oniemiała przed ekranem i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Jeśli chcecie wiedzieć, co tak mnie urzekło, odpalcie ten teledysk: [Uwaga! Podobno pani na wokalu zawsze jest taka zmulona, a panowie wyglądają tak na co dzień]



    Aż szkoda, że "Moimir Papalescu and The Nihilists" właśnie się rozpadli i zapewne nie będzie mi dane ujrzeć ich na żywo...
  • wypieki zdolne do prekognicji

    Autor: Vereena, w kategorii: , o godzinie: 19:19

    Tydzień temu byliśmy na ślubie i weselu znajomych. Teraz moda taka, że oprócz listy prezentów oraz gier i zabaw ludowych o północy, młodzi - w ramach podzięki za przybycie - obdarowują gości czymś. Stałymi bywalcami wesel nie jesteśmy, ale w całym weselnym dorobku w roli "czegoś" występowały już:
  • ciasto
  • flaszka
  • zdjęcie młodych z autografem
  • ... a wszystko to oczywiście w szeleszczących opakowaniach (uwielbiam kiedy prezenty szeleszczą, to potęguje radość z dobierania się do nich :D)

    Tym razem każdy z gości został obdarowany kartką dziękczynną (a'la "jak miło, że jednak przybyłeś") oraz ciasteczkiem z niespodzianką. Ciasteczka były niezwykle mądre, moje przepowiedziało mi, że już niedługo będę piękna i bogata (skąd wiedziało? no skąd?), a mój Tomek wkrótce wygra w Lotto, oczywiście o ile łaskawie zechce skreślić właściwe liczby, które usłużne ciasteczko podało mu czarno na białym.

    Niby na weselu nie wypada, ale tak po cichu zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek kiedykolwiek wyprodukował "złe" ciasteczka niespodzianki. Np. takie z karteczką "Umrzesz w tym roku. Przykro mi." Już widzę oczami wyobraźni te zdziwione i niepewne miny, lekkie drżenie rąk mnących złą przepowiednię... muszę kiedyś napisać horroroopowiadanko z takim motywem w roli głównej, bo temat aż się o to prosi. Albo zrobię interes życia produkując i sprzedając złe ciasteczka z mroczną niespodzianką emo-dzieciakom ;)
  •  

    O mnie

    Moje zdjęcie
    Poznań, Wielkopolska, Poland
    Po prostu cała ja :)